Nie zmrużyłem oka przez całą noc, był już ranek, a ja zastanawiałem się jak zdołałem przeleżeć całą noc. Byłem zmęczony, w dodatku piekły mnie oczy. Podsumowując czułem się jak gówno i jedyne co chciałem, to spać. Jednak coś mi na to nie pozwalało, co tylko irytowało mnie z każdą kolejną próbą zaśnięcia. W przeciwieństwie do mnie, Adam spał sobie w najlepsze niczym się nie przejmując. Spał sobie tak beztrosko i spokojnie, że aż miałem ochotę go uderzyć, aby i on miał wory pod oczami. Zerkając na zegarek, który stał na szafce nocnej obok łóżka, jeszcze bardziej się zdenerwowałem widząc punkt siódmą rano. Nie mogąc dłużej wytrzymać tych tortur, wstałem z łóżka idąc prosto do łazienki. Rozebrałem się do naga i wszedłem do kabiny pod zimny strumień wody. Od razu poczułem się znacznie lepiej co odrobinę poprawiło mi humor. Po pół godzinie, wyszedłem z kabiny wycierając się dokładnie ręcznikiem. Bez większej krępacji wyszedłem z łazienki do sypialni nagi mając jedynie ręcznik w ręku, którym wycierałem głowę. Podszedłem do łóżka zauważając, że Adam już się obudził i jak przypuszczałem miał kaca, i to niezłego sądząc po jego grymasie wymalowanym na jego twarzy. Jednak po chwili na jego ustach pojawił się lubieżny uśmiech, a jego oczy ilustrowały mnie od góry do dołu.
-Mmm mimo mocnego bólu głowy i kiepskiego ranka, przywitał mnie świetny widok.- Po jego słowach miałem ochotę trzepnąć go w ten durny łeb, ale gdy oblizał swoje usta prowokacyjnie przewróciłem teatralnie oczami.
-Idź lepiej jeszcze spać pijaku.-Powiedziałem przestając wycierać głowę. Ręcznik trzymałem tak, że zwisał między moimi nogami przykrywając moją męskość.
-Ja? Pijak? - W jego głosie dało się wyczuć nutkę pretensji, że właśnie teraz wyzywam go do pijaków jednocześnie, wiedziałem, że jest nieco rozbawiony.
-Mmm mimo mocnego bólu głowy i kiepskiego ranka, przywitał mnie świetny widok.- Po jego słowach miałem ochotę trzepnąć go w ten durny łeb, ale gdy oblizał swoje usta prowokacyjnie przewróciłem teatralnie oczami.
-Idź lepiej jeszcze spać pijaku.-Powiedziałem przestając wycierać głowę. Ręcznik trzymałem tak, że zwisał między moimi nogami przykrywając moją męskość.
-Ja? Pijak? - W jego głosie dało się wyczuć nutkę pretensji, że właśnie teraz wyzywam go do pijaków jednocześnie, wiedziałem, że jest nieco rozbawiony.
-Tak. Pijak.-Podkreśliłem każdy wyraz, dobitnie przekazując mu, że nadużywa alkoholu i szczerze mówiąc zaczynałem się o niego martwić. W końcu stanąłem na kolanach na łóżku idąc do niego powoli, niczym kociak. Ten tylko zamruczał z zadowoleniem i uśmiechnął się do mnie czekając na kolejne moje ruchy. Będąc już blisko jego, usiadłem na niego okrakiem i pochyliłem się nad nim, drażniąc jego usta swoim oddechem.
-Och, pocałuj mnie do cholery.- Na jego słowa zachichotałem cicho, uświadamiając sobie jak łatwo mogę go wpędzić w stan depresyjny potrzebujący jedynie mojego dotyku, aby poczuł swego rodzaju ulgę. Nie mając serce, dłużej się z nim bawić, zmiażdżyłem jego usta swoimi, wsuwając między jego pulchne wargi swój język. Na moment tylko zahaczyłem swoim językiem koniuszek jego języka, by po chwili odsunąć się od niego i zejść z łóżka, idąc do garderoby. Zanim wszedłem do środka, usłyszałem za swoimi plecami jego jęk przepełniony niezadowoleniem. Co przyczyniło się do mojego śmiechu, gdy z półki wziąłem zwykłe dresy, koszulkę oraz czystą bieliznę. Nałożyłem to na siebie w dosyć szybkim czasie i wróciłem do chłopaka.
-Jakieś specjalnie życzenia dotyczące śniadania, pijaku ?-Powiedziałem jak najbardziej uroczym tonem głosu podkreślając ostanie słowo. Adam jedynie zmrużył oczy i obrażony niczym małe dziecko odwrócił się do mnie plecami.
-Twoja strata.-Mruknąłem i głośno wzdychając wyszedłem z sypialni idąc do kuchni, gdzie wziąłem się za robienie naleśników za które Adam zapewne by zabił. Chciałem zrobić mu trochę nazłość i dołożyłem wszelkich starań, aby zapachy dotarły do jego nozdrzy. Byłem niemal pewny, że zaraz zjawi się w kuchni z burczącym brzuchem. I nie myliłem się. Krótko po tym jak na talerzu widniało już kilka naleśników, poczułem jak silne dłonie Adama oplatają mnie w pasie.
-Nie nazywaj mnie tak więcej.- Mruknął jak pięcioletnie dziecko i jedną ręką sięgnął po naleśnika od razu go konsumując.
-Oj już nie bądź taki wrażliwy. Martwię się o ciebie. Ostatnio zacząłeś znacznie więcej pić. Poza tym wiedziałem, że zapach śniadania przywoła Cię tutaj błyskawicznie.- Będąc mistrzem w robieniu naleśników, jednym ruchem patelni odwróciłem naleśnika na drugą stronę. Postawiłem patelnię z powrotem na gaz, odwracając głowę w jego stronę.
-Wiem, zdaję sobie z tego sprawę. ale te wszystkie rzeczy, ja sam, to wszystko jest tak bardzo skomplikowane. Sam czasem się gubię. A alkohol ? On mi tylko pomaga nie zwariować Shota.- W tym momencie był całkowicie szczery. Widziałem to w jego oczach, a mi pozostało tylko głośno westchnąć i pokiwać głową, przekazując mu tym, że rozumiem.-Kocham Cię i czasem zastanawiam się jak możesz kochać takie człowieka jak ja.- Dodał po chwili mając swoje usta bardzo blisko moich.
-Też Cię kocham i szczerze ? nie mam pojęcia jak to możliwe.-Ledwo skończyłem mówić, a już poczułem jego ciepłe wargi. Przymknąłem oczy i kładąc jedną rękę na jego policzku oddałem pocałunek. Muskaliśmy co chwilę swoje usta nie mogąc się powstrzymać, aż w końcu Adam złapał mnie za pupę i podniósł do góry. Oplatając swoje nogi wokół jego pasa, oplotłem również swoje dłonie wokół jego szyi, jednocześnie pogłębiając pocałunek poprzez wsunięcie swojego narządu smaku między jego śnieżnobiałe zęby. Po tym zaczął mnie nieść w nieznanym mi kierunku, ale nie obchodziło mnie, gdzie mnie niesie, ważny był teraz dla mnie on sam i nic więcej. Po chwili poczułem uginający się pod moim ciężarem materac. Swoje dłonie przeniosłem na jego plecy, a nogi bardziej rozszerzyłem, aby mógł wygodniej położyć się na mnie pomiędzy nimi. Nie przeszkadzało mi jego ciężkie ciało na moim, nawet przycisnąłem go do siebie mocniej, chcąc czuć jego ciepłą skórę jeszcze bardziej. Pocałunków nie było końca, nawet nie oderwaliśmy się od siebie, aby nabrać świeżego powietrza. Nagle poczułem jakiś okropny zapach, co spowodowało, że oderwałem się od mojego chłopaka marszcząc brwi. Po kilku sekundach moje oczy rozszerzyły się niczym pięciozłotówki.
-Moje naleśniki!- Krzyknąłem i od razu zwaliłem Adama z siebie i pobiegłem niczym burza do kuchni. Nawet nie dbałem o to, że chłopak wylądował przeze mnie na podłodze, teraz najważniejsze były moje epickie naleśniki, z których, cóż, został tylko węgiel. Po chwili do kuchni również wszedł Adam, który na widok spalonych naleśników, zaczął się śmiać.
-Bardzo śmieszne. To ty będziesz teraz umierał z głodu.- Mruknąłem pod nosem, patrząc na niego obrażonym wyrazem twarzy. Podszedł do mnie i obejmując mnie w pasie pocałował mnie w czoło.
-Och, kochanie. Daj już sobie spokój. Zjemy na mieście, dobrze?- Pokiwałem głową, którą położyłem na jego klatce piersiowej. Nagle po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu. Wzdychając cicho, poszedłem od razu do sypialni siadając na środku wielkiego łóżka. Swoje nogi podkuliłem pod brodę, z której spływały moje słone łzy. I cały dobry nastrój szlak trafił. A było tak dobrze. Cóż przynajmniej było dłużej niż ostatnio. Znowu się zacznie. Kolejne dziewczyny, kolejne narkotyki, kolejne zło którym będzie zajmował się chłopak którego kocham. Telefony do Adama oznaczają tylko to. Nie ma innej opcji. Po prostu nie ma. Słysząc jak chłopak wchodzi do sypialni, nawet nie obdarzyłem go jednym spojrzeniem. Nadal łkałem cicho podkulony.
-Kochanie.- Powiedział spokojnym i jednocześnie zmartwionym tonem głosu. Usiadł koło mnie i zaczął głaskać mnie po plecach. Widząc, że chciał mnie pocałować, natychmiast odwróciłem głowę w przeciwnym kierunku. Jednak on nie dał za wygraną i złapał mnie za pod brudek, zmuszając abym spojrzał na niego. -Nie płacz, nie lubię gdy to robisz.- Swoimi dużymi dłońmi złapał moją twarz wycierając kciukami moje łzy z policzków. - To nie było to o czym zapewne pomyślałeś. Jeden z moich pracowników miał pewien problem i chciał mnie się poradzić, nic więcej.- Chciałem mu wierzyć, dla tego spojrzałem w jego oczy. Cholera. Nie kłamał.
- Przepraszam. Wiem. Nie powinienem tak się zachowywać. To twoja praca, życie, a nawet swego rodzaju obowiązek, ale nie mogę po prostu znieść tego faktu. Faktu, który mówi o tym co robisz.- Wyznałem szczerze, czując jak łzy na nowo wypełniają moje oczy.
- W porządku, rozumiem. W sumie sam nie raz zastanawiałem się jak ty to robisz, że to znosisz. A teraz nie rozmawiajmy o tym, dobrze ? Chodźmy coś zjeść.- Kiwając delikatnie głową, ubraliśmy się w ciuchy odpowiednie na wypad na miasto i wyszliśmy z domu. Nawet nie jechaliśmy autem. Szliśmy pieszo, trzymając się za ręce. Rozmawiając na różne tematy i śmiejąc się co jakiś czas, dotarliśmy do naszej ulubionej knajpki w której serwowali tylko śniadanie. Usiedliśmy gdzieś z tyłu i zamówiliśmy te same dania co zawsze. Dostając je po nie długim czasie, zabraliśmy się za pałaszowanie, oczywiście nie powstrzymując się od wygłupów w międzyczasie. Gdy przyszedł rachunek, za który zapłacił Adam, wyszliśmy z pomieszczenia idąc po prostu przed siebie. Miałem naprawdę dobry humor, mimo tego cholernego telefonu.
-Gdzie...- Chciałem spytać się gdzie mnie prowadzi, jednak, gdy skręciliśmy w znaną mi uliczkę przekręciłem oczami.- Serio Adam ? Ja wiem, że jeszcze niedawno byłem tam 24 na dobę, jednak przyzwyczaiłem się już do naszego domu, wiesz ? I teraz tak jakoś nienawidzę tego miejsca.- Powiedziałem, patrząc na ogromny budynek.
-Domyślam się, jednak pomyśl o tych wszystkich chwilach jakie tam przeżyliśmy przez czas jaki się znamy.- Na jego słowa, uśmiechnąłem się pod nosem, jednak po chwili udając naburmuszonego, nazwałem go zboczeńcem i wszedłem do tego cholernego hotelu.
-Wiem, zdaję sobie z tego sprawę. ale te wszystkie rzeczy, ja sam, to wszystko jest tak bardzo skomplikowane. Sam czasem się gubię. A alkohol ? On mi tylko pomaga nie zwariować Shota.- W tym momencie był całkowicie szczery. Widziałem to w jego oczach, a mi pozostało tylko głośno westchnąć i pokiwać głową, przekazując mu tym, że rozumiem.-Kocham Cię i czasem zastanawiam się jak możesz kochać takie człowieka jak ja.- Dodał po chwili mając swoje usta bardzo blisko moich.
-Też Cię kocham i szczerze ? nie mam pojęcia jak to możliwe.-Ledwo skończyłem mówić, a już poczułem jego ciepłe wargi. Przymknąłem oczy i kładąc jedną rękę na jego policzku oddałem pocałunek. Muskaliśmy co chwilę swoje usta nie mogąc się powstrzymać, aż w końcu Adam złapał mnie za pupę i podniósł do góry. Oplatając swoje nogi wokół jego pasa, oplotłem również swoje dłonie wokół jego szyi, jednocześnie pogłębiając pocałunek poprzez wsunięcie swojego narządu smaku między jego śnieżnobiałe zęby. Po tym zaczął mnie nieść w nieznanym mi kierunku, ale nie obchodziło mnie, gdzie mnie niesie, ważny był teraz dla mnie on sam i nic więcej. Po chwili poczułem uginający się pod moim ciężarem materac. Swoje dłonie przeniosłem na jego plecy, a nogi bardziej rozszerzyłem, aby mógł wygodniej położyć się na mnie pomiędzy nimi. Nie przeszkadzało mi jego ciężkie ciało na moim, nawet przycisnąłem go do siebie mocniej, chcąc czuć jego ciepłą skórę jeszcze bardziej. Pocałunków nie było końca, nawet nie oderwaliśmy się od siebie, aby nabrać świeżego powietrza. Nagle poczułem jakiś okropny zapach, co spowodowało, że oderwałem się od mojego chłopaka marszcząc brwi. Po kilku sekundach moje oczy rozszerzyły się niczym pięciozłotówki.
-Moje naleśniki!- Krzyknąłem i od razu zwaliłem Adama z siebie i pobiegłem niczym burza do kuchni. Nawet nie dbałem o to, że chłopak wylądował przeze mnie na podłodze, teraz najważniejsze były moje epickie naleśniki, z których, cóż, został tylko węgiel. Po chwili do kuchni również wszedł Adam, który na widok spalonych naleśników, zaczął się śmiać.
-Bardzo śmieszne. To ty będziesz teraz umierał z głodu.- Mruknąłem pod nosem, patrząc na niego obrażonym wyrazem twarzy. Podszedł do mnie i obejmując mnie w pasie pocałował mnie w czoło.
-Och, kochanie. Daj już sobie spokój. Zjemy na mieście, dobrze?- Pokiwałem głową, którą położyłem na jego klatce piersiowej. Nagle po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu. Wzdychając cicho, poszedłem od razu do sypialni siadając na środku wielkiego łóżka. Swoje nogi podkuliłem pod brodę, z której spływały moje słone łzy. I cały dobry nastrój szlak trafił. A było tak dobrze. Cóż przynajmniej było dłużej niż ostatnio. Znowu się zacznie. Kolejne dziewczyny, kolejne narkotyki, kolejne zło którym będzie zajmował się chłopak którego kocham. Telefony do Adama oznaczają tylko to. Nie ma innej opcji. Po prostu nie ma. Słysząc jak chłopak wchodzi do sypialni, nawet nie obdarzyłem go jednym spojrzeniem. Nadal łkałem cicho podkulony.
-Kochanie.- Powiedział spokojnym i jednocześnie zmartwionym tonem głosu. Usiadł koło mnie i zaczął głaskać mnie po plecach. Widząc, że chciał mnie pocałować, natychmiast odwróciłem głowę w przeciwnym kierunku. Jednak on nie dał za wygraną i złapał mnie za pod brudek, zmuszając abym spojrzał na niego. -Nie płacz, nie lubię gdy to robisz.- Swoimi dużymi dłońmi złapał moją twarz wycierając kciukami moje łzy z policzków. - To nie było to o czym zapewne pomyślałeś. Jeden z moich pracowników miał pewien problem i chciał mnie się poradzić, nic więcej.- Chciałem mu wierzyć, dla tego spojrzałem w jego oczy. Cholera. Nie kłamał.
- Przepraszam. Wiem. Nie powinienem tak się zachowywać. To twoja praca, życie, a nawet swego rodzaju obowiązek, ale nie mogę po prostu znieść tego faktu. Faktu, który mówi o tym co robisz.- Wyznałem szczerze, czując jak łzy na nowo wypełniają moje oczy.
- W porządku, rozumiem. W sumie sam nie raz zastanawiałem się jak ty to robisz, że to znosisz. A teraz nie rozmawiajmy o tym, dobrze ? Chodźmy coś zjeść.- Kiwając delikatnie głową, ubraliśmy się w ciuchy odpowiednie na wypad na miasto i wyszliśmy z domu. Nawet nie jechaliśmy autem. Szliśmy pieszo, trzymając się za ręce. Rozmawiając na różne tematy i śmiejąc się co jakiś czas, dotarliśmy do naszej ulubionej knajpki w której serwowali tylko śniadanie. Usiedliśmy gdzieś z tyłu i zamówiliśmy te same dania co zawsze. Dostając je po nie długim czasie, zabraliśmy się za pałaszowanie, oczywiście nie powstrzymując się od wygłupów w międzyczasie. Gdy przyszedł rachunek, za który zapłacił Adam, wyszliśmy z pomieszczenia idąc po prostu przed siebie. Miałem naprawdę dobry humor, mimo tego cholernego telefonu.
-Gdzie...- Chciałem spytać się gdzie mnie prowadzi, jednak, gdy skręciliśmy w znaną mi uliczkę przekręciłem oczami.- Serio Adam ? Ja wiem, że jeszcze niedawno byłem tam 24 na dobę, jednak przyzwyczaiłem się już do naszego domu, wiesz ? I teraz tak jakoś nienawidzę tego miejsca.- Powiedziałem, patrząc na ogromny budynek.
-Domyślam się, jednak pomyśl o tych wszystkich chwilach jakie tam przeżyliśmy przez czas jaki się znamy.- Na jego słowa, uśmiechnąłem się pod nosem, jednak po chwili udając naburmuszonego, nazwałem go zboczeńcem i wszedłem do tego cholernego hotelu.
Koooocham. ♡
OdpowiedzUsuń