sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 13

Stawiając niepewne kroki w kierunku dużego budynku, w mojej głowie panował istny chaos.
Myślałem o dniu w którym Ojciec zaproponował mi pewien układ, aż do dnia dzisiejszego. Zdarzyło się tak wiele w tak krótkim czasie, że aż boję się tego co teraz może się stać. Z jednej strony spotkało mnie ogromne szczęście, ponieważ mogłem poznać Adama i się w nim zakochać, z drugiej natomiast musiałem za to szczęście zapłacić.
Gdy pchnąłem duże szklane drzwi, zacząłem bać się sam siebie. Byłem taki spokojny. Jakbym w ogóle nie był niedawno w burdelu robiąc za dziwkę i nie wchodziłbym właśnie do budynku, który przesiąknięty jest złem. Może to przez szok ? Albo jeszcze to do mnie nie dotarło ? Sam nie wiem. Wiem jedno. Inni myśleliby teraz o kawałku sznurka, który byłby w stanie unieść ich ciała.
Znajoma recepcjonistka, wygląd holu, a nawet drzwi prowadzące do piwnicy nie sprawiły, żebym zaczął się bać choć odrobinę.

Adam's POV

Moment w którym wyszedłem z gabinetu Ojca sprawił, że nogi się pode mną ugięły. Nie mogłem w to uwierzyć, po prostu nie mogłem i nie chciałem w to wierzyć, ale wszystko się zgadzało, a te dowody. One mówiły same za siebie. Shota był synem człowieka, który od lat zatruwał nam życie. Chciał mnie wsadzić do więzienia, a teraz okazuję się, że jego syn też tego chciał.
Mój charakter nigdy się nie zmieni, ja się nie zmienię, zawsze będę tym człowiekiem,który zrobił wiele złego. Oczywiście, zawsze pozostanę człowiekiem,który ma uczucia. Shota w pewien sposób mnie zmienił, sprawił, że po części stałem się człowiekiem z sercem. Jednak to co zrobił. On mnie okłamywał,przez cały czas. Jestem ciekaw, czy jego kocham Cię miało jakiekolwiek znaczenie. Moje kocham Cię było niestety szczere.
Minęły zaledwie kilka dni, a moje serce już dawno mu wybaczyło. Rozum natomiast ma straszne z tym problemy. Byłem niezłym skurwielem w momencie kiedy zamknąłem go w tej cholernej piwnicy, a potem kazałem wywieźć go do burdelu, ale to była najłagodniejsza kara jaka tutaj panowała. Mój Ojciec, oczywiście chciał go zabić, ale po niedługiej rozmowie, przekonałem go do tego, żebym ja to zrobił. Moim decydującym argumentem było to, że chciałem mu się jakoś odpłacić za to co zrobił.
-Adam, sprawdź co się dzieje na dole. Na tych idiotów zwanych ochroniarzami, nie można liczyć.-Kiwając głową, opuściłem jego gabinet, schodząc na dół.Cóż, mimo, że to mój hotel, to właśnie pieniądze mojego Ojca krążą w tym całym interesie, nie moje. Więc suma sumarum to do niego należy ostanie słowo.
Będąc już na holu recepcyjnym, przeżyłem niemały szok, widząc Shote. Nasze spojrzenia się spotkały, a moje ciało na moment zesztywniało. Biorąc wdech i wydech, zacząłem stawiać powolne kroki w jego kierunku.
-Adam.-To były jego pierwsze słowa w momencie kiedy do niego podszedłem. Wkrótce po jego policzkach zaczęły  spływać łzy, a ja sam nie wiedziałem co mam zrobić, a tym bardziej co powiedzieć.Nie byłem pewny swoich uczuć. Nie wiedziałem czy go kocham, czy nienawidzę. Nie wiedziałem, czy mam go teraz go do siebie przytulić i zrobić wszystko, aby się stąd uwolnić, czy może dać mu w twarz i po raz drugi wysłać go do piwnicy razem z innymi niewolnikami.
-Przestań.-Szepnąłem, odwracając głowę w przeciwnym kierunku.- Twoje łzy nic nie zmienią.-Dodałem zakładając ręce na piersi.- Jesteś dla mnie teraz jednym wielkim zerem. Nie mieści mi się w głowie to co zrobiłeś. Nigdy Ci tego nie wybaczę, ale dam Ci radę. Skoro jakimś cudem udało Ci się stamtąd uciec, radzę Ci skorzystać z tego i wrócić do domu. Nie martw się twój Ojciec na pewno Cię uratuję, jeśli będą chcieli Cię ponownie.- Nie wierzyłem w to co mówiłem. Słowa same opuszczały moje usta. Gdybym słuchał się serca, a nie rozumu zrobiłbym coś zupełnie odwrotnego niż odwrócenie się do niego plecami i ruszenie przed siebie. Tak jakby jego osoba nie istniała w moim życiu. Z jednej strony czułem się strasznie tak postępując, natomiast z drugiej w jakiś niewytłumaczalny sposób nie mogłem powstrzymać swoich kroków.
Nagle poczułem czyjąś rękę na moim przedramieniu. Doskonale wiedziałem, że należy ona do chłopaka, który namieszał w mojej szarej prozie codzienności.
-Adam.-Powtórzył płaczliwym głosem.- Tak bardzo się bałem.- I już po chwili siłą odwrócił mnie przodem do siebie wtulając się mocno w moją klatkę piersiową. Przytulał się tak do mnie najmocniej chyba jak potrafił, zaciskając swoje pięści na mojej koszuli. Po zaledwie minucie cały przód był mokry od jego łez. Mimo wszystko nie byłem w stanie go od siebie odepchnąć, Po prostu stałem na środku holu jak ostania sierota, nie wiedząc kompletnie co zrobić.
Wolnym ruchem, chciałem dotknąć prawą ręką jego pleców i go po nich pogłaskać, jednak w połowie drogi opuściłem z powrotem swoją dłoń wzdłuż swojego ciała. -Tak bardzo mi Ciebie brakowało. Myślałem o Tobie dzień i noc. Nawet gdy mnie gwałcili i bili, po cichu wymawiałem twoje imię w nadziei, że zaraz pojawisz się koło mnie i mnie stamtąd zabierzesz. Kocham Cię i nie chcę żeby to tak wszystko się skończyło. Za dużo dla mnie znaczysz. Rzućmy to wszystko w cholerę i ucieknijmy gdzieś razem, gdzieś gdzie nikt nas nie znajdzie. Nie chcę góry pieniędzy. Dla Ciebie mogę nawet żyć w biedzie, byle z Tobą. Proszę wybacz mi. Zrobię wszystko, bylebyś mi wybaczył, żebyśmy znowu byli razem. Proszę.- Czułem, że sam zaraz się rozpłaczę. Wziąłem głęboki wdech i wydech i w końcu go od siebie odepchnąłem. Na mój gest zaczął jeszcze bardziej płakać i gdy już chciał paść na kolana zirytowany złapałem go za rękę i wyprowadziłem z hotelu. Ciągnąc go za sobą, szedłem szybkim i zdecydowanym krokiem. Wepchnąłem go do swojego auta i już po chwili odjechaliśmy, kierując się w tylko mi znanym kierunku.
Między nami panowała zupełna cisza. Żadne z nas nie odezwało się nawet słowem. Ta cisza nie należała do tych przyjemnych, ale prawda była taka, że żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć, od czego zacząć i czy w ogóle jest sens odzywania się. Po jakimś czasie znaleźliśmy się na miejscu. Zostawiając kluczyki w stacyjce wyszedłem z  auta, idąc przed siebie, aż do brzegu ogromnego klifu.
Stojąc tak, wpatrywałem się w rozgwieżdżone niebo, zastanawiając się nad co teraz mam zrobić. Co zrobić ze swoim życiem. Co zrobić z zaistniałą sytuacją. Natomiast słowa Shoty, one były najgorszym orzechem do zgryzienia. Sprawił, że chciałem w tamtym momencie go pocałować i przytulić mówiąc, to samo co on.
Moją uwagę przykuł cień widoczny dzięki światłom z reflektorów samochodowych. Odwracając się lekko w tamtym kierunku, ujrzałem Shote, który wyszedł z auta i wolnym krokiem stanął koło mnie.
-I co teraz ?- Spytał, a ja uśmiechnąłem się pod nosem myśląc o tym, że właśnie zadał to samo pytanie, jakie krążyło po mojej głowie. Pech chciał, że nie potrafiliśmy na nie odpowiedzieć.

3 komentarze:

  1. Płaczę. </3 To opowiadanie naprawdę jest niesamowite. Każdy rozdział wywołuję u mnie inne emocje, odczucia. Cieszę się z tego obrotu spraw. Mam nadzieję, że między Adamem i Shotą wszystko się ułoży. ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Łza w oku się zakręciła.. Te opowiadanie mówi nam jak jest w prawdziwym życiu, że ludzie nie tolerują związków homoseksualnych.. To też są ludzie którzy zasługują na szczęście ;) rozdział świetny

    OdpowiedzUsuń