niedziela, 15 czerwca 2014

Prolog

-Kurwa.-Przekląłem pod nosem mocno trzaskając drzwiami od mojego gabinetu. Znowu temu bachorowi wszytko uszło na sucho. Zawsze dobrze zaciera za sobą ślady i nigdy nic nie mogę mu udowodnić. Znaleźć dowód to coś nie możliwego. Jesteśmy bezradni,a on ciągle śmieje się nam w twarz,i mam tego cholernie dość !No,ale może tak od początku. Nazywam się Takashi ,mam 45 lat i jestem policjantem,a właściwie komendantem. Mam cudowną żonę i syna."Bachor" o którym wspomniałem wcześniej nazywa się Adam i od kilku lat nie mogę go wsadzić do więzienia. Z informacji które udało mi się zebrać wynika,że chłopak ma 20 lat i należy do jednego z najbardziej niebezpiecznych gangów w kraju. Handlują narkotykami,zabijają z własnych pobudek albo na zlecenie,handlują ludźmi,głównie kobietami. Przetrzymują je parę dni torturując tak żeby były im posłuszne niczym pieski,a potem sprzedają je za grubą kasę. Większość dziewczyn wywożona jest za granice co utrudnia ich znalezienie. Adam jest profesjonalistą,widać,że siedzi w tym gównie już ładnych parę lat. Z tego co zauważyłem nie pozwala sobie na niedociągnięcia,wszytko zawsze ma zaplanowane w stu procentach,miejsce zbrodni pozostawia w takim stanie jak by nic się nie wydarzyło. Kiedyś udało mi się go na chwilę wsadzić do więzienia. Mówiąc chwile mam na myśli dosłownie 15 minut. Byłem w szoku jak przyszła po niego jakaś kobieta i tak po prostu zabrała go dając mi dokumenty z sądu w których było napisane,że mam go wypuścić w trybie natychmiastowym i do tej pory nie wiem co dokładnie on takiego zrobił,że go tak szybko wypuścili,ale wiedziałem jedno,ma bardzo duże znajomości i to nie z byle jakimi osobami. Jednym słowem on robi sobie co chce i jak chce,a ja jestem całkowicie bezradny. Po wyładowaniu swojego gniewu na moim niewinnym biurku i krześle wyszedłem z komisariatu kierując się na parking. Wsiadłem do samochodu odpaliłem silnik i ruszyłem w kierunku domu. Parkując samochód na podjeździe wysiadłem z niego i zamknąłem drzwi pilotem.
-Jestem.-Krzyknąłem wchodząc do mieszkania po którym roznosił się zapach obiadu. Wszedłem do kuchni gdzie stała moja żona ubrana w biały fartuch. Chyba nawet mnie nie usłyszała,bo nadal mieszała coś w garnku nawet na mnie nie zerkając. Po cichu na palcach zakradłem się do niej i objąłem ją w tali kładąc na jej ramieniu swoją głowę. Chyba mnie się nie spodziewała,bo jak tylko ją objąłem natychmiast podskoczyła.
-Boże,kochanie nie skradaj się tak.-Złapała się ręką za serce odwracając się do mnie przodem.
-Przepraszam,ale nie mogłem się oprzeć.-Zaśmiałem się po czym złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach. Zerknąłem na jej piękne oczy i po chwili musnąłem jej usta,raz,drugi,trzeci,a potem zacząłem całować ją coraz bardziej namiętniej. Jęknęła w moje usta,co od razu wykorzystałem złączając nasze języki w zmysłowym tańcu. Pocałunek stawał się coraz bardziej gorący,złapałem za jej wciąż seksowne pośladki, podniosłem ją i posadziłem na blacie kuchennym. Oplotła nogi wokół mojego pasa przybliżając mnie jeszcze bliżej siebie. Cóż mogę powiedzieć w zaistniałej sytuacji. Może to,że nigdy nie byliśmy grzecznymi rodzicami jeśli wiecie co mam na myśli. Po za tym jak na swój wiek jestem przystojny i większość kobiet chciałaby dobrać się do moich spodni.
-Fuuu,możecie w końcu przestać ? To obrzydliwe.-Oderwałem się od mojej żony śmiejąc się pod nosem wiedząc do kogo należy ten głos.
-Shota kiedyś sam będziesz miał żonę.-Ten tylko przewrócił oczami,z resztą jak zawsze kiedy wspominałem o jego przyszłości. Pocałowałem moją żonę w policzek i ruszyłem za synem do salonu.
-Musisz mi pomóc.-Odparłem siadając koło niego.
-Co tym razem?-Spytał wpatrując się w ekran telewizora.
-Mam dość tego bachora.Musisz stać się jednym z nich.To jedyne rozwiązanie.-Na moje słowa jego oczy rozszerzyły się do granic możliwości odwracając wzrok od telewizora patrząc w końcu na mnie. Nie lubiłem,gdy ktoś mnie ignorował,kiedy coś mówiłem.
-Posłuchaj.-Usiadł wygodniej na kanapie patrząc prosto na mnie.-Pomagałem Ci wiele razy,bo jak twierdzisz jestem w tym dobry,ale jest jeden problem.Ja nie chce być taki jak ty.I to o co mnie prosisz przekracza wszelkie granice!-Te ostatnie słowa wręcz wykrzyknął,ale ja wiedziałem jak go przekonać.
-Opłacę wszystkie lata w twojej wymarzonej szkoły muzycznej.-Powiedziałem ze spokojem patrząc na jego reakcje. Właśnie bił się sam ze sobą,ale i tak wiedziałem,że się zgodzi. Dla tej głupiej szkoły jest gotów zrobić wszystko.
-Dobra zgadzam się,ale tylko zbiorę najpotrzebniejsze informacje i na tym kończy się moja rola.Umowa stoi ?-Wyciągnął w moim kierunku dłoń,którą od razu uścisnąłem na znak,że zgadzam się na jego warunki.
-O co wy się znowu zakładacie ?-Odwróciłem wzrok i ujrzałem moją żonę,która patrzyła na nas surowym wzrokiem. Nie lubiła,gdy zakładałem się z synem. Była po prostu zbyt nadopiekuńcza i dla niej Shota nadal był małym dzieckiem.
-Spokojnie,kochanie wszystko jest pod kontrolą.Nic złego się nie stanie.-Ta tylko pokręciła głową z niedowierzaniem wychodząc z salonu. Szkoda tylko,że później nie miałem takiej samej pewności siebie...