niedziela, 31 maja 2015

Rozdział 9

To nie był sen, to była rzeczywistość. Uświadomiłem to sobie w momencie, gdy pod opuszkami palców poczułem zimny i wilgotny beton, a wokół mnie nie było nic prócz ciemności. Byłem zapewne w jakiejś piwnicy, tak myślałem,  do czasu. Chcąc dowiedzieć się czegoś więcej,  idąc powoli na czworaka, natrafiłem na metalowe kraty, z każdej strony. To świadczyło tylko o jednym. Byłem w jakiejś klatce.
To miejsce mnie przerażało, co chwilę słyszałem jakieś szepty, ruchy, jakbym nie był tu sam.
W powietrzu dało się wyczuć wilgoć, w dodatku śmierdziało, jakbym był w jednym z domków z obozu koncentracyjnego.
To sprawiało, że moja głowa bolała mnie jeszcze bardziej. Wczorajszy alkohol, smród i uderzenie w głowę. No właśnie, uderzenie w głowę. Cały czas wydaję mi się,  że zrobił to Adam. Pamiętam jego twarz jak za mgłą,  ale nawet tak rozpoznałbym go, więc jestem pewny, że to on. I tutaj rodzi się pytanie,  dlaczego?
Odpowiedź sama się nasuwa. Musiał dowiedzieć się kim jestem. To jedyne logiczne wyjaśnienie. I nawet domyślam się od kogo się tego dowiedział.
Nagle, usłyszałem jak głośne skrzypienie drzwi roznosi się po całym pomieszczeniu. Ciężkie kroki, głosy jakiś ludzi, to wszystko sprawiało,  że moje serce zaczynało szybciej bić. Prawda uderzała we mnie z każdą mijającą chwilą. Dzięki otwartym drzwiom do pomieszczenia wpadało słabe światło co uniemożliwiło mi zobaczenie twarzy nieznajomego.
Człowiek,  który właśnie tu wszedł zatrzymał się na chwilę, by zaraz zrobić jeszcze kilka kroków i ponownie zatrzymać się, by wyciągnąć klucze, które odbiły się echem. Opierając się plecami o metalowe kraty, ów ktoś otworzył tą cholerną klatkę i wszedł do niej.
Zatrzymał się tuż koło mnie i kucnął dotykając mojego ramienia. Ten dotyk, te perfumy. To był Adam.
I wszystko stało się dla mnie jasne. Znajdowałem się w jednych z tych pomieszczeń, gdzie przetrzymywali ludzi, aby potem ich wywieźć albo sprzedać. Te szepty i ruchy musiały należeć do nich.
- Nie chciałem tego robić,  ale nie dałeś mi wyboru. Teraz spotka Cię ten sam los co innych. -Jego głos był przepełniony jadem i wściekłością, ale dało się wyczuć,  żal i smutek. Był zły i mnie nienawidził, jednocześnie nie mógł do końca zapomnieć o tym co nas łączyło.
- A więc wszystko już wiesz.- Stwierdziłem, mrucząc cicho pod nosem.- Rozumiem Cię,  ale nie mogę uwierzyć w to, że tak po prostu chcesz za jednym zamachem skreślić naszą miłość. Wszystko co nas łączyło.- Na moje słowa Adam parsknął śmiechem.
-Miłość? Oszukałeś mnie, okłamałeś, chciałeś wsadzić mnie za kratki. Gdyby nie mój Ojciec nadal ślepo bym wierzył w to, że mnie kochasz. Jestem niemal pewny, że cały czas tylko udawałeś i czekałeś na odpowiedni moment, aby powiadomić swojego tatusia, że masz już wszystko co potrzebne. Swoją drogą musiał być już naprawdę zdesperowany, że wpakował swojego syna do tego całego syfu.- Gdy mówił to wszystko do moich oczu napływały łzy. Wstał i odwrócił się wychodząc.
- Ale ja na prawdę się w Tobie zakochałem! -Wykrzyknąłem płaczliwym głosem chcąc zmienić jego nastawienie do całej tej sprawy. Nie chciałem,  aby tak to się skończyło. - Myślisz, że dlaczego przez tak długi czas mój Ojciec nie dobrał się do Ciebie? Bo go odsuwałem od całej tej sprawy najdalej jak się da, mówiąc, że nie mam wystarczająco dużo informacji. Robiłem to, bo Cię kocham idioto! - Czułem jak łzy już opuściły moje oczy spływając po moich policzkach. Nie wiedziałem co mam powiedzieć,  ani zrobić żeby mi wybaczył.
-Dzięki za litość,  ale nie prosiłem o nią. - Powiedział i zamknął klatkę wychodząc w ekspresowym tempie.
Nie wierzyłem w to co się właśnie działo. Wszystko poszło nie tak jak miało. Nie wierzyłem w to co właśnie zrobił mi Adam. Po prostu nie wierzyłem...
Nie wiem ile czasu tak tu siedziałem, czekając w sumie nie wiadomo na co. Gdyby mieli mnie zabić już dawno by to zrobili, tak samo jak z wywiezieniem i sprzedażą. Wiedziałem to, bo niedawno zabrali wszystkich. Zostałem tylko ja. Dawali mi jedzenie i wodę w miskach. Jak dla jakiegoś cholernego psa. Miałem swoją dumę i nawet nie tknąłem tego do ust. Po tym jak zostałem sam ktoś odsłonił okno o którym nie miałem pojęcia. Dzięki temu do pomieszczenia wpadały pojedyncze promyki słońca i nie widziałem w końcu tylko ciemności. Chociaż nie robiło mi to różnicy. Wolałbym tak naprawdę nie widzieć nic. Niewiedza w takich momentach jest bardzo korzystna.
Siedząc jak zwykle na podłodze i opierając się o kraty  usłyszałem jak ktoś wchodzi do środka. Tym ktosiem okazał się Adam. Nienawidziłem go. Nienawidziłem go tylko dla tego, że nie potrafiłem czuć tego samego co on teraz do mnie. Nadal go cholernie kochałem. I to było moją słabością.
-Jedziemy na wycieczkę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz