-Jedziemy na wycieczkę.-Powiedział,a mi aż serce podskoczyło do gardła. Nie podobało mi się to zwłaszcza, że powiedział to takim tonem głosu, którego naprawdę rzadko używał. Był zimny, oschły i sprawiał, że po moim ciele przechodziła gęsia skórka. Przekręcając klucz w zamku, z impetem otworzył drzwi i podszedł do mnie zdecydowanym krokiem łapiąc mnie za rękę. Z ogromną siłą podniósł mnie do góry, a ja zajęczałem cicho z bólu, zastanawiając się czy gdyby nie użył trochę większej siły to nie urwałby mi jej. Jego uścisk z każdą chwilą był coraz mocniejszy, ale go to chyba w cale nie obchodziło. Wyglądało to tak jakby robił to specjalnie, zwłaszcza, gdy wręcz ciągnął mnie po schodach, kiedy nogi uginały mi się z osłabienia.
Po jakimś czasie znaleźliśmy się na górze, a moje biedne oczy przywitało intensywne światło dochodzące z holu. Mrugając kilka razy, mogłem dopiero wtedy cokolwiek zobaczyć. W holu nikogo nie było. Jak zwykle recepcjonistka stała za ladą ze swoim sztucznym uśmiechem. I nie tylko jej uśmiech był sztuczny, wszystko tutaj było sztuczne i nieprawdziwe. Hotel, phi też mi coś. Marna przykrywka dla tego co tu się naprawdę dzieje.
Adam zaciągnął mnie aż na tyły hotelu, gdzie stał czarny duży samochód, przygotowany chyba specjalnie dla mnie.
-Och, kochanie nie musiałeś. Mogłem przecież pojechać tirem przygnieciony innymi ludźmi. Nie musiałeś, aż tak się wysilać. Nie śpieszno Ci było do zdobycia pieniędzy za mnie ?- Najchętniej chciałem krzyknąć żeby mnie w końcu puścił, albo trochę rozluźnił uścisk, ale nie chciałem dać mu tej satysfakcji. Wolałem pokazać mu jak bardzo go nienawidzę za to wszystko, mimo, że to kompletna bzdura. Nadal mi na nim zależy, z tym, że teraz nasze stosunki wyglądałyby znacznie inaczej, gdybyśmy ponownie byli razem.
-Uważaj na słowa skarbie, bo możesz załapać się na drugą turę.- Przyciągnął mnie do siebie i wysyczał mi to wszystko prosto w twarz patrząc prosto w moje oczy z czystym jadem.
-To ja chyba poczekam. Mogę ? Niech to będzie prezent dla mnie z okazji moich urodzin. Przecież lepszego prezentu nie mógłbym sobie wymarzyć, prawda ? Zostać sprzedanym przez własnego chłopaka, to prawdziwy rarytas, nie ? - Tak. Dzisiaj były moje urodziny i chyba gorzej ich spędzić nie mogłem. Widziałem po nim, że się nieźle wkurzył, ale nic nie powiedział, tylko otworzył drzwi od samochodu i wepchnął mnie tam siłą, zatrzaskując je z ogromnym zamachem.
Rozglądając się zauważyłem, że za kierownicą siedzi już kierowca. Nie wiem dla czego, ale sprawiło to, że się zawiodłem. Wiem, nie powinienem, ale wolałbym aby jechał ze mną Adam. Wzdychając cicho podniosłem się do pionu i po cichu zapiąłem pas, gdy ruszyliśmy z miejsca.
W czasie drogi zasnąłem co było dla mojego organizmu zbawieniem. Przez czas jaki byłem w tym okropnym miejscu, nie zmrużyłem oka.
-Jesteśmy na miejscu.- Dopiero głos kierowcy mnie obudził. Przetarłem lekko oczy i zerknąłem przez okno. Byliśmy przed jakimś budynkiem, a raczej na jego tyłach.
Kierowca wyszedł i otworzył drzwi od mojej strony. Nie odzywając się wyszedłem z auta i poszedłem za nim. Otworzył duże metalowe czarne drzwi i weszliśmy do środka.
Szczerze ? Nie obchodziło mnie co teraz się ze mną stanie. Nie obchodziło mnie co będę musiał tu robić, jak długo tu będę i czy będę miał jakiekolwiek szanse na powrót do domu. Było już mi wszystko obojętne. W momencie kiedy Adam potraktował mnie tak bestialsko wyciągając z klatki, poczułem się jak worek gówna. Czułem się teraz jakbym stracił wszystko, przez co teraz było mi wszystko obojętne.
Schodząc po schodach, do moich uszu docierały dźwięki muzyki docierająca z niewiadomego mi miejsca. Dopiero, gdy przeszliśmy przez prowizoryczne drzwi ze sznurków, znaleźliśmy się na dosyć szerokim korytarzu. Po obu stronach znajdowały się drzwi. Jedne koło drugich.
Po pewnym czasie, musieliśmy pokonać kolejne schody. Gdy tylko je pokonaliśmy znaleźliśmy się w jakimś klubie.
-Och, czyli Adam wysłał mnie tutaj jako dziwkę.- Mruknąłem sam do siebie, ale chyba mój kierowca to usłyszał, bo odwrócił się w moją stronę, mówiąc.
-Ktoś tu jest domyślny. Adam potraktował Cię wyjątkowo łagodnie. Ciesz się, bo inni właśnie teraz płyną z rybkami w jakiejś rzece.- Nie odpowiedziałem nic tylko czekałem aż zacznie iść ,znowu przed siebie, co po chwili zrobił. Nie obchodziło mnie jak Adam mnie potraktował, bo wiedziałem aż za dobrze jak to zrobił. I nic w tym łagodnego nie było. Przechodząc przez tłum tańczących ludzi kierowaliśmy się w stronę schodów, które prowadziły do drugiego piętra budynku. Ku mojemu zdziwieniu były one strzeżone przez ochroniarzy, gdzie jakiś facet rozmawiał z jednym z nich. Kierowca podszedł do niego i złapał go za ramię dzięki czemu odwrócił się w jego stronę. Na początku miał oburzoną minę jednak, gdy tylko zobaczył kto go zaczepił uśmiechnął się i powiedział coś do niego. Nie słyszałem nic przez głośną muzykę więc mogłem się tylko domyślać, że przywitał się z nim. Kierowca natomiast pochylił się i zaczął mówić coś do jego ucha patrząc na mnie. Ten nagle spoważniał i również swój wzrok skierował na mnie. Zapewne dowiedział się kto mnie tu przysłał. Czy on musi wszystkich przyprawiać o zawał serca?
Po kilku minutach kierowca poszedł gdzieś w cholerę, a facet z którym rozmawiał podszedł do mnie uśmiechnięty od ucha do ucha.
-Chodź za mną. -Powiedział mi do ucha i złapał mnie za rękę prowadząc mnie na górę. W połowie drogi odwróciłem się za siebie i zobaczyłem jak dwóch ochroniarzy ponownie zastawia barierki.
-Jak masz na imię? -Dopiero głos nieznanego mi faceta sprawił, że znowu patrzyłem przed siebie.
-Shota.-Odpowiedziałem dorównując mu w kroku.
-Mnie tu nazywają mama. I w sumie po części jest to prawda. Zajmuje się wszystkimi chłopakami jacy to trafili. Jestem tak jakby szefem tego co dzieję się tutaj. Wszystko zależy ode mnie. To ja wszystko ustalam, zmieniam i tak dalej. O tą resztę na dole dba ktoś inny. Miej nadzieję, że go nie spotkasz. Przerażający facet. - Na jego słowa pokiwałem tylko głową. Zaprowadził mnie do jakiegoś pokoju który był odłączony od reszty jaka znajdowała się po obu stronach dużego korytarza. Weszliśmy do środka. Nie było w nim nic nadzwyczajnego . Zwykłe łóżko i meble, oraz puchaty dywan na środku. Jedyną rzeczą przekuwającą uwagę były toaletki z dużym oświetleniem i dużą ilością kosmetyków, oraz szafy w których było mnóstwo ubrań na wieszakach.
Zaprowadził mnie do dosyć sporej łazienki, przygotowując dla mnie kąpiel z jakimiś kulkami i płynami do kąpieli.
- Dasz radę sam? -Pokiwałem głową, a on wyszedł z łazienki zostawiając mnie samego. Z cichym westchnieniem zacząłem się rozbierać. Gdy byłem już nagi, wszedłem do dużej wanny, wcześniej zakręcając korki z wodą. Zanurzając się prawie cały odetchnąłem z ulgą.
- Tego mi brakowało. -Powiedziałem sam do siebie przymykając oczy. Byłem okropnie brudny, a moje ubrania były przesiąknięte wilgocią.
Od razu wziąłem się za mycie. Będąc już czysty i pachnący wyszedłem z wanny owijając wokół bioder biały ręcznik.
W momencie, gdy zawiązywałem sobie ręcznik, aby nie spadł zauważyłem spore siniaki na mojej ręce. W tamtym momencie pękłem i zacząłem płakać. Ryczałem jak małe dziecko, siedząc na brzegu wanny.
Nie było już mi wszystko jedno. Tak na prawdę bałem się wszystkiego co mnie teraz otaczało. Ci ludzie, ten klub. A główną przyczyną mojego płaczu był Adam. Cholera, kocham go! A on, tak mnie potraktował. Mam nadzieję, że zaraz okaże się, że to tylko sen. I obudzę się wtulony w jego ciepłe ciało.
Po chwili usłyszałem jak drzwi od łazienki otwierają się. Chciałem szybko pozbyć się moich łez. Dowodów mojej słabości, ale było już za późno, bo mama zdążył zobaczyć jak wycieram mokre policzki.
-Widziałem twardzielu. Nie musisz tego ukrywać. Płacz jeśli chcesz. To pomaga.- Jego głos był taki spokojny i miły dla uszu, że w momencie, gdy się odezwał spojrzałem na niego.
Usiadł obok mnie i odwrócił moją głowę w swoją stronę.
Chcesz o tym pogadać? - Spytał, a ja od razu pokręciłem głową, nie chcąc powiedzieć ani słowa. -Rozumiem. W takim razie zostawiam Cię samego. Na łóżku masz ciuchy do spania i dużą ilość jedzenia. Najedz się i połóż się spać. Jutro Ci wszystko wyjaśnię i zaprowadzę do pokoju w którym będziesz mieszkał. - Ostatni raz się do mnie uśmiechając wstał i wyszedł z pomieszczenia. Po chwili zrobiłem to samo i ubrałem się w czyste bokserki i białą koszulkę, która sięgała mi do połowy ud. Na czerwonej pościeli widniały dwie duże tacki z jedzeniem, które opróżniłem mimo tego, że miałem milion argumentów, aby nie jeść tego jedzenia. Niestety jeden duży argument mówiący o tym, że jestem cholernie głodny, wygrał. Najedzony, wszedłem pod kołdrę i przykryłem się cały po chwili zasypiając.
MOJE. SERCE. KRWAWI. </3
OdpowiedzUsuń